Muszę przyznać, że twórczości Meli Koteluk nie znam prawie wcale jedynie to co czasami usłyszę gdy Magda odtwarza w domu bo też to jakoś nie jest w moich klimatach ale występ, który zobaczyłem w Krakowie (a przynajmniej jego większą część) zaciekawił mnie. Widać, że warunki głosowe są ogromne a to na pewno trzeba jeszcze bardziej wyeksponować przy koncercie akustycznym a na taki artystka nas zaprosiła w ten ciepły, niedzielny, sierpniowy wieczór. Wraz z Tomaszem Krawczykiem (nazywanym pieszczotliwie przez Melę „Serkiem”) stworzyli magiczny wieczór, który potęgowały piękne światła (trochę ich brakowało gdy grali Sorry Boys) odbijające się między innymi od zamontowanych połówek kul dyskotekowych. Mała galeria poniżej a ja myślę, że kiedyś wybiorę się na „pełny” koncert aby zobaczyć jak odbiera się tę muzykę przy pełnym instrumentarium.
Views: 119