Ci którzy mnie znają wiedzą, że za niektórymi zespołami jestem w stanie objeździć cały kraj. Jednym z nich jest mój ukochany TesseracT pochodzący z Wielkiej Brytanii. Panowie niestety dość rzadko odwiedzają Polskę bo też w przeciągu ich 15-letniej kariery (bo od tego momentu przestał być to solowy projekt) zawitali do nas dopiero po raz trzeci. We wtorkowy wieczór w warszawskim klubie Palladium zaprezentowali się na samym końcu a w swoim secie zawarli całe sedno ich muzyki bo też było mocno przekrojowo. Wszystko rozpoczęli pierwszą połową znakomitej suity „Concealing Fate” z debiutu „One”, później wybrzmiał nowy utwór, ze zbliżającego się wielkimi krokami piątego, długogrającego albumu. Druga część koncertu to przede wszystkim kompozycje z ostatniej płyty „Sonder” („Beneath My Skin”, „King”, „Juno”) przedzielone dwoma rodzynkami z pozostałych albumów („Dystopia” oraz „Nocturne”). Daniel Tompkins szalał na scenie a nawet poza nią. Podczas „Concealing Fate” wskoczył do publiczności, że aż stracił mikrofon i mikroport na szczęście wszystko szybko udało się naprawić. Całość wyszła mocno naturalnie bo był to moment instrumentalny tego utworu. Trochę tylko szkoda, że Pan za konsoletą zbyt wysoko ustawił sekcję rytmiczną, która przez większość koncertu wybijała się przed szereg. Ale pod koniec gdy już po wykonaniu zdjęć stanąłem za konsoletą i słuchałem „Kinga” czy „Juno” (mojej ulubionej kompozycji z ostatniej płyty) wszystko się zgadzało. Wielkie ukłony szczególnie dla Daniela bo widać jak ciężko pracuje aby jego głos był w jak najlepszej formie. A co do zdjęć to nie było łatwo bo świetlik nie ułatwiał nam pracy podczas tego wieczoru ale myślę, że mimo tych trudnych warunków wyniki są całkiem dobre. Serdecznie zapraszam na galerię.
Views: 102