Trudno ogarnąć słowami to co wydarzyło się wczoraj w warszawskiej Stodole. To był najpiękniejszy, muzyczny prezent urodzinowy jaki mogłem dostać. Zespół Rival Sons kocham już od wielu lat (mniej więcej od wydania “Great Western Valkyrie”). Widziałem ich wcześniej dwukrotnie. W 2019 roku w tym samym miejscu co ostatniej niedzieli. I wtedy jak się okazało był to najlepszy koncert tego roku. Duże prawdopodobieństwo, że tegoroczny też zostanie określony tym mianem. Panowie z Kalifornii są idealnie naoliwioną, koncertową maszyną. Ten dwugodzinny koncert minął w mgnieniu oka. Zresztą nie mogło być inaczej jak w tym roku wydali tak rewelacyjne albumy jak “Darkfighter” oraz “Lightbringer”. Z nich usłyszeliśmy aż osiem fragmentów. Dla mnie największą niespodzianką było “Guillotine” czyli moja ulubiona kompozycja z dwóch tegorocznych albumów (grana dopiero drugi raz w Europie). Reszta utworów to był kolaż piosenek ze wszystkich albumów (poza “Before The Fire”). To na co należy zwrócić szczególną uwagę to rewelacyjnie ustawiony dźwięk na szczelnie wypełnionej sali Stodoły (mieliśmy wczoraj sold out) oraz nienagannie reagującą publiczność, która wchodziła pięknie w interakcję z Jay’em Buchananem. Gdy po “Shooting Stars” (granym akustycznie tak jak na poprzedniej trasie) publika śpiewała dalej fragmenty tej kompozycji widać było wzruszenie na twarzy wokalisty. Było to najlepsze przyjęcie zespołu z zagranicy, które widziałem od lat. A teraz już zapraszam serdecznie na galerię z występu Rival Sons.
PS. Wielkie podziękowania dla Live Nation za akredytację (to pierwsza w naszej historii dlatego tym bardziej cieszy).
Views: 157
Pięknie 👍